Grzesiek Kszczotek “David Sylvian i Robert Fripp – Dwa światy” TR 3(31)/94

Londyn, w pierwszą niedzielę grudnia 1993 roku. Sala The Royal Albert Hall ... Zaczęło się tak samo jak na płycie. Od God’s Monkey. Później było już różnie. Pojawiły się jeszcze choćby i Brightness Fall czy Jean the Birdman, ale też zupełnie nie znane mi utwory, te ... które nie znalazły się na albumie The First Day ...

Przyciemnione światła. Na scenie pięciu muzyków. W samym jej środku, ubrany w białą koszulę stał David Sylvian ...

Ale to nie ze względu na niego tam pojechałem. Gdyby był to jedynie jego koncert – mimo że naprawdę lubię solową twórczość Sylviana – żadna siła nie zmusiłaby mnie do odbycia morderczej, blisko dwudziestogodzinnej podróży dość niewygodnym autokarem i mało przyjemnego bujania promem, przez niezbyt wyrozumiałe tego dnia fale kanału La Manche ... Dlaczego więc znalazłem się tam, usiadłem cichutko w ósmym rzędzie i tak jak wszyscy, w niemal nabożnym skupieniu słuchałem tej dziwacznej i nieco monotonnej muzyki ? Robert Fripp ... To jego obecność. To chęć ujrzenia człowieka, który dla muzyki znaczy tak wiele. Który nie tylko powołał do życia King Crimson, ale zrobił coś znacznie więcej: stworzył pewien typ muzycznego myślenia. Swobody myślenia o muzyce. Jeśli już czymś skrępowanego – to jedynie wyobraźnią słuchaczy ...

Widać było na twarzach obecnych ludzi i po żywszej niż zwykle reakcji widowni, jak wielką siłę posiada Fripp. Jak wielkim autorytetem się cieszy. Każde jego większe, gitarowe solo wywoływało natychmiast nie tylko życzliwszy uśmiech na twarzach ale i spontaniczne brawa, gwizdy aprobaty. Wprowadzało dziwną, niesamowitą atmosferę ... Chociaż to raczej intelektualna odmiana rocka. Kontemplacja muzyki ...

Nim Robert Fripp i David Sylvian wyszli na scenę, wcześniej, prawie pół godziny na gitarze grał Michael Brook, znany między innymi ze współpracy z Danielem Lanois, Brianem Eno i Bryanem Ferry. Wykonał kilka instrumentalnych utworów, podobnych do siebie – opartych na melodyczno-rytmicznych, powtarzanych schematach. Skłaniał się ku łagodnemu, brzmieniu elektrycznej gitary, a do tego dochodziły elektroniczne dźwięki z taśmy ... Brook powrócił później. Jako jeszcze jeden gitarzysta w zespole Frippa i Sylviana ...

Sylvian i Fripp zaczęli od God’s Monkey, tak samo jak na płycie. Po prawej stronie, zasłonięty nieco różnymi elektronicznymi urządzeniami, zajął swe miejsce Brook. Obok, za rozbudowanym zestawem perkusyjnym schował się – grający przez wiele lat w amerykańskim zespole Mr. Mister – Pat Masteloto; zastąpił bębniącego na płycie The First Day Jerry’ego Marottę. David Sylvian czasami zdradzał środek sceny dla ustawionego z boku elektrycznego fortepianu. Trey Gunn, który grał na specjalnej gitarze The Chapman Stick współpracował już z Frippem w zespole Sunday All Over the World; podczas występu w Royal Albert Hall również był obok niego jakby najbliżej. A sam Robert Fripp ? Udiał sobie po lewej stronie. Najbardziej z boku jak to było możliwe. Właściwie w cieniu. W miejscu, gdzie z wielką trudnością docierały jakiekolwiek światła reflektorów. Usiadł sobie na stołku kontrabasisty, bokiem do zgromadzonej publiczności. Tak jak robił to niegdyś w King Crimson ...

Jak Fripp zachowuje się na koncercie ? Sprawia wrażenie jakby bacznie wszystko i wszystkich obserwował. Muzyków, ale i ludzi zgromadzonych na widowni. Jest jak dyrygent albo może raczej profesor który kontroluje swoich uczniów. To niby drobny szczegół, ale ... gdy David Sylvian na samym końcu przedstawiał wszystkich muzyków, jedynie jego uhonorował tak wiele znaczącym słowem Mister ... Ale Fripp pozwalał sobie również na chwile większego rozluźnienia. Szczególnie wtedy, gdy grał własne, chyba niemożliwe do podrobienia gitarowe sola. Sola przeszywające do głębi, pełne muzycznego żaru. Tak bardzo karmazynowe, mimo że od tamtej pory minęło już tyle lat ...

Płyta The First Day powstała na przełomie lat 1992 i 1993. Siedem utworów, nieco ponad sześćdziesiąt trzy minuty muzyki. To jakby dwa muzyczne światy. Z jednej strony spokojny, wprowadzający w melancholijny nastrój śpiew Davida Sylviana. A z drugiej rytmiczne, dość mocne brzmienie gitary Roberta Frippa. I jeszcze jakby nieco mechaniczne gitarowe melodyjki. No i to coś, co ukrywa się pod nazwą frippertronics. Przyznam, że długo musiałem przekonywać się do ich wspólnego dzieła. Wydawało mi się ono nieco nudne i jakby nie do końca przemyślane. Męczyło mnie właśnie to połączenie przeciwnych sobie nastrojów. A brakowało czegoś, co byłoby jakby artystyczną wypadkową twórczości ich obu. Tak jak zaśpiewana na sam koniec koncertu przez Sylviana piękna, poetycka ballada The First Day, przy niezwykle łagodnym akompaniamencie gitary Frippa. Szkoda, że brak tej kompozycji na płycie. Jak i trzech innych – może nieco łatwiejszych w odbiorze – utworów, które wspólnie w Royal Albert Hall wykonali ...

Tak czasem bywa, że odkrywa się jakąś płytę na nowo. W tym dniu, na tym koncercie mogłem wysłuchać albumu The First Day niemal w całości. Jedynie nie potrafiłem doszukać się utworu 20th Century Dreaming: A Shaman’s Song . Chyba go po prostu nie zagrali. Właściwie dokładnie powtórzyli wersje z płyty. Choć kompozycję Darshan: The Road to Graceland skrócili z siedemnastu do mniej więcej ośmiu, może dziewięciu minut. Robert Fripp, czasem zmieniał jeszcze nieznacznie swe gitarowe sola. David Sylvian czasem zaśpiewał może w nieco inny sposób. Trey Gunn zawadził niepotrzebnie o jedną z wielu strun swojego Sticka. A Pat Mastelotto w którymś momencie nie powtórzył dokładnie rytmu, który wymyślił wcześniej Jerry Marotta ...Ale i tak efekt był ten sam.


Biografia       Dyskografia       Artykuły       Teksty         Linki         Poczta