ma szyny



Mlodzi po stronie maszyn
7 kwietnia 2000
Wroclaw, klub Wagon



udzial wzieli:

Death Squad
Job Karma
Quell
Vilgoc

"mlodzi po maszyn stronie"... klub Wagon jaki jest, kazdy widzi - szyny (chyba tramwajowe) w podlodze, niewiele miejsca, mroczno, "underground na maxa" ;)

koncert rozpoczal mlody czlowiek tworzacy projekt Vilgoc. Najpierw bardzo powazny glos objasnil, co artysta chce przekazac swoja muzyka i skad wziela sie nazwa (ze reka miedzy udami i stad ta wilgoc) przy niskim, buczacycm dronie. Pozniej juz nie bylo tak milo ;) - caly wystep wypelnil jednostajny, bardzo intensywny, wysoki halas, przywodzacy na mysl - a jakze - Merzbowa (nota bede bardzo fajna koszulka wystepujacego) i tego typu estetyke. Niestety, to co dla Merzbowa stanowi jedynie material, budulec, z ktorego konstruuje swoje kompozycje, tutaj bylo chyba celem samym w sobie. Przez caly wystep jednostajne brzmienie bylo jedynie regulowane chyba jednym pokretlem, wysze, nizsze, bez zadnego ladu, skladu i pomyslunku. Muzyka improwizowana? Podobalo mi sie jednak, ze wystepujacemu generowanie tych dzwiekow sprawialo wielka radosc, zchdozil ze sceny wyraznie "wymeczony", ale usmiechniety i zadowolony. I ze bylo to grane "na zywo", czym juz reszta wystepujacych, po czesci po za Job Karma, nie mogla sie pochwalic. Smakowicie BRZMIALO, ale zamysl kompozycyjny byl nikly, a jak na minimalizm to za duzo bylo w tym przypadkowosci. Procz pomyslu na brzmienie trzeba jeszcze umiec cos z tym zrobic. Jeszcze troche powinnna sie Wilgoc od Akity pouczyc.

Kolejny byl Quell - wystep z projektorem filmowym. Zaczelo sie bardzo intrugujaco - jakies cwiczenia gimnastyczne w zwolnionym tempie, powolne ruchy dloni, rak, nog, stop, calych cial. Do tego niskie, buczace drony, pojawiajace sie w coraz wiekszej ilosci rozne sciezki halasow o wyzszych czestotoliwosciach, przeplatajace sie wzajemnie. Coraz ciekawiej. Niestety film okazal sie czyms z serii "telewizja edykacyjna dla studentow medycyny - anatomia", pan na ekranie przekopywal sie przez kolejne miesnie czlowieka, a muzyka coraz bardziej miala sie nijak do tego obrazu. W sumie bez sensu, sama muzyka by sie obronila lepiej, a tak wyszlo, ze panowie probuja ja ratowac czyms takim. eeee tam ;) Acha - muzyka raczej nie byla preparowana na zywo :|

Nastepnie Job Karma. Widzialem ich wystep prawie dwa lata temu jak supportowali pamietny wystep VolApuk we Wroclawiu. Wtedy zaproponowali bardzo oszczedna muzyke szumow, produkowana z jakis starych generatorow, troche brzmien z samplera. Wlasciwie wtedy dopiero zaczynalem sie interesowac taka muzyke, znalem pare zblizonych pozycji chociazby z kaset Obuha i wiedzialem, ze nie jest to zbyt nowatorskie. Ale podobalo mi sie, tym bardziej polaczone z dziwacznym filmem o czlowieku-rzezbie. Teraz chlopaki wyraznieposzli na przod, rozwineli swoje zaplecze kompozytorskie i brzmieniowe, chociaz jedna z maszynek, ktore pamietam z poprzedniego wystepu, zostala. Procz owych generowanych halasow, byly petle puszczane z komputera, dzwieki grane na syntezatorze, poanowie powoli budowali "klimat", wylanialy sie kolejne warstwy kompozycji, gdzeniegdzie wsyawione jakies glosy, wszechobecny szuuuum. Luznie skojarzenia z Coilami, taki industrial bardziej klimatyczny. Pojawilo sie wiele pomyslow, niby dalej nic nowego i wybitnie odkrywczego, ale cieszy i daje nadziejena przyszlosc. Job Karma to zespol mlody, jak beda sie rozwijac dalej w obranym kierunku to moze calkiem ciekawie byc. Ioprawa wizualna wystepu - zobaczylismy m.in. fragmentu jakiegos niemieckiego filmu chyba o rewolucji (niezly motyw z koniec spadajacym za burte statku), polski animowany, bardzo ciekawie zrobiona animacja "system" o troche oklepanej juz wizji spoleczenstwa zgnebionego przez ow systemmm, wreszcie jakis film o przeplywie informacji biznesowej w sieci, wojnach, bedzy itede, wteszcie pare slajdow. Co najwazniejsze, w wiekszosc wspolgralo to z muzyka i nie odnosilo sie wrazenia, ze cos jest na sile. Bylo niezle.

I wreszcie Death Squad, tez polaczenie obrazu z dzwiekiem, pod tym wzgledem najlepiej dopracowane i zgrane, chociaz muzyka niestety chyba w calosci byla puszczona z plyty. A dzialo sie w niej wiele. Mimo, ze najglosniejsza tego wieczoru, to niezle powykrecana strukturalnie, glownie oparta na roznych halasach, sprawnie spreparowanych i poukladanych. Kompozycje (a moze to byl jeden utwor), w przeciwienstwie do Job Karmy, bardzo oszczedne, oparte na pojedynczych motywach i brzmieniach, punktowo rozwijanych (ale dzwiek byl bardzo intensywny i pelny), podobnie jak wiele zdjec z puszczanego filmu - w dwoch kolorach, "cieplny" obraz twarzy, na niej pojedynczy ruch oka, poruszenienerwu. W pewnym momencie film przeszedl w wystep jakiegos lowelasa w stylu Sinatry, ktory spiewal jakas swingowa piosenke, w tle tancerki i w ogole hollywood z lat 50. Piosenka rozciagnela sie znowu w pojedyncze brzmienia. Na ekranie byly jeszcze fragmenty jakis tortur, zdjecia chorych mezczyzn w domu wariatow... i taka byla ta muzyka. Acha - podczas wystepu koles wszedl w publicznosc z mikrofonem, wyrzykiwal przeklenstwa :-| i "prowokowal" do tego innych.

Podobalo mi sie na koncercie, ze kazdy wykonawca nie gral zbyt dlugo, bo takie dzwiekia (szczegolnie Wilgoc i Death Squad) w wiekszej ilosci staja sie nuzace i nieznosne. Widac bylo ze, maja szacunek do swojej tworczosci, a w takim stylu bardzo latwo popasc w rutyne i schematyzm . Co prawda nie wiem, jak to wyglada na plytach tych wykonawcow, ale wtak ograniczonej ilosci ich muzyka byla ciekawa. Bo zadnych odryc i rewelacji nie bylo. poza tym takie koncerty sa dosc meczace ;)

inna recenzja na stronach Terra Soundtralis Icognita
dzemik

deszczowe psy
[ główna ] [ radio ] [ musica ] [ koncerty ] [ distro ]